wtorek, 29 grudnia 2015

I przeklinam Cię w imię Owsiaka ! I Ojca i syna… a nie, to nie ta frakcja…

I przeklinam Cię w imię Owsiaka ! I Ojca i syna… a nie, to nie ta frakcja…




W Polsce zamordyzm leczy się zamordyzmem. W odwecie na absurdalny zamach Pięty na wolność wyboru, na co przekazać zaszczytną zetę w nowym roku, coraz częściej czytam, że  Ci co tej zety nie przekażą na WOŚP powinni podpisać, że odmawiają leczenia sprzętem zakupionym z akcji... Ach no i przy okazji warto przytoczyć wylewającą się logikę, która to głosi, że wszyscy, którzy nie dają na Owsiaka to pisiory, wszystkie pisiory to mohery no i oczywiście ludzie, którzy  mają braki w wykształceniu, wypada na to, że sprawa dotyczy tylko niewykształconych zmierzających po równi pochyłej życiowego stoku, zatem w zasadzie w czym problem. Za chwilę się rozwiąże sam, oni również nie mają internetu najczęściej więc te petycje należy do skrzynek przekierować raczej. Należy być konsekwentnym w tych bajecznych uogólnieniach.

No ja powiem tak, wiele akcji charytatywnych przeprowadzam, widzę jak "hojni " są ludzie kiedy nie odpalę im fajerwerka w podzięce, niezależnie od tego czy realizujemy akcję na rzecz schronisk, chorych czy rozwoju miasta. Ale tych, co nie wspierają akcji mamy wykluczyć ? Będziemy jakoś spisywać wszystkie projekty realizowane w RP i wybierać, na które nie płacimy i z nich też prosimy o wykluczenie? A bezrobotnych w ogóle pozbawiać opieki zdrowotnej bo nie płaca przecież ? No i obligatoryjnie wszystkich grzebać o własnych siłach na polu albo wrzucać do jeziora jak nie płacą na Kościół. Zaraz jakiś formularz się znajdzie, żeby nie urządzać pochówku, z uprzejmą prośba o rzucanie truchła bieszczadzkim wilkom.

O ludu. Co się w tych głowach lęgnie niezależnie od frakcji politycznej, to nie do opowiedzenia. Pan Owsiak zaczynając historię z WOŚP zapewne zaczął, tak jak każdy działacz NGO- z myślą, żeby było lepiej, żeby globalnie pomóc, żeby coś zmienić. Nie wiem czy zgodne z jego ideą, są te śmieszne petycje krążące po Internecie stworzone przez bohaterów walki o logikę. Jak się terror nie podoba, to nie wprowadzajcie go wokół siebie. Dla obcokrajowca to może wyglądać tak, jakbyśmy mieli tylko jedną organizację pozarządową i jej wspieranie jest definicją filantropii. Powracamy do akapitu drugiego i wybieramy akcje, z których prosimy  o wykluczenie, proszę mieć na uwadze hospicja, nie chce snuć tu czarnowidztwa ale choroby cywilizacyjne nie mają litości, a głupio potem na lodzie zostać nie przekazawszy wsparcia. Ludzie z NGO to strasznie wyrachowane bydlaki, już my Was podliczymy w odpowiednim momencie odmawiając pomocy. Ha !
No i jak to brzmi powiedzcie sami, a kogoś takiego właśnie cała ta historia robi z Pana Owsiaka. To nie historia nawet, to jego najwięksi fani pokazują, jak bardzo nic nie wiedzą o  idei pomocy i samym Owsiaku. Ładnie to tak ?   

A teraz wycisz się odrobinę. Nie , wróć, wycisz się tak kompletnie. Spójrz na siebie z boku, zobacz kim jesteś, jak ważny dla społeczeństwa jesteś. Widzisz  już to ? I co ? Jesteś faktycznie ważny, czy jesteś burzycielem i lajkmenem akcji w których pozostajesz tylko martwą facebookową duszą? Koniec roku to świetny czas aby spojrzeć caaaały rok za siebie i podliczyć, ilu osobom pomogłeś w ciszy, ile osób bez poklasku żyje dzięki Tobie lepiej, może nawet zwierząt ? W ilu akcjach, na które kliknąłeś wziąłeś udział ? Podwiozłeś do domu staruszka z zakupami ? Kupiłeś obiad bezdomnemu ? Zmieniasz świat co dnia ? Jesteś altruistą ? A może nie, może pomaganie innym to dla Ciebie rodzaj uzależnienia, może egoistycznie czerpiesz z tego radość. A bierz tej radości ile chcesz, pomagaj, bądź takim egoistą. Czuj, żyj, wzruszaj się. Ale zamilcz w kwestii ile i na kogo dajesz. Daj. Żyj. Daj żyć innym i umrzeć z lub bez aparatury WOŚP.

Dopiero żyjąc dla innych, żyjemy dla samych siebie.


wtorek, 1 września 2015

Coach życiowo bezbłędny jest jak bezbłędny Chuck Norris- tylko gra !


 Istnieją poglądy klientów i osób postronnych, że coach to persona, będąca wysokiej klasy specjalistą od życia nie tylko swojego, ale klienta również, a owa specjalistyczna wiedza jaką posiada( tu apel, aby wybierać się tylko do coachy, którzy takową posiadają) ratuje go przed wszelkiemi niepowodzeniami i trudnościami. 


Jeśli za cenę życia musiałabym taką tezę obronić, mogłabym  wygłosić na ten temat niekończącą się tyradę. Dokładnie tak samo długą, jak gdyby kazano mi ją obalić. Wynika to zarówno z dwojakiej natury jaką ma wiedza, z wpływu jaki na nas wywiera i z tego, że każdy z nas jest inny. Ale jak to? Że niby wiedza może mi w czymś przeszkadzać? Przecież od najmłodszych lat same pochwały słyszymy, kiedy dzielnie zdobywamy wiedzę, to przecież musi być na wskroś pozytywny aspekt. Zastanówmy się zatem, jakie są konsekwencje posiadania wiedzy- obiektywnie dobre, a subiektywnie? Na przykład jeśli musielibyśmy przejść po równoważni, z jednego końca na drugi, to prawdopodobnie wykonamy tak banalne zadanie bez problemu, no chyba, że posiądziemy dodatkową wiedzę- pod nami jest ciekły azot. I już zaczęły drżeć kolana, a więc z jednej strony to dobrze, że nas ktoś uprzedził, wiemy, że musimy uważać, a z drugiej nieświadomi zagrożenia pewnym krokiem pokonalibyśmy przeszkodę, to właśnie wiedza wpłynęła negatywnie na nasze zachowanie. Nie na darmo się mówi, że niewykonalnych zadań może podjąć się tylko ktoś , kto nie wie, że wykonać się ich nie da.

A jak to się ma do problemów coacha? Otóż posiadając dobry warsztat do pracy z klientami jesteśmy czujnymi obserwatorami i inspiratorami, widzimy proces przemiany, widzimy jego przyczyny i skutki. Widzimy je zatem także u siebie, czasami (mówię tu już zupełnie o sobie) za dużo od siebie wymagając, za bardzo się analizując i rozkładają zachowania na drobne rozpisując relacje i emocje z nimi związane. To nieuchronnie prowadzi do oceny samego siebie, w której nie zawsze wychodzimy celująco. Gdybym nie wiedziała wielu rzeczy, żyłabym w błogiej nieświadomości swoich błędów i niedociągnięć i, na przykład, szczęśliwe obwiniałabym świat o swoje niepowodzenia. Jako coach wiem, że odpowiedzialność nie jest obowiązkiem narzucanym podczas przyjmowania ról społecznych, na przykład roli matki, odpowiedzialność to przywilej, który przysługuje mi za i na całe życie. Odpowiedzialność jako cecha pojawiająca się u jednostek jest zawsze godna podziwu i uznania, jako świadomość obowiązku jest jednak obciążeniem dla psychiki, w tym wypadku dla psychiki coacha. Aby nie dramatyzować dodam, że jest też wielką radością, kiedy świadomie przeżywamy każdą chwilę  i widzimy jaki mamy wpływ na otaczającą nas rzeczywistość.

Z drugiej jednak strony coach potrafi w pewnym momencie się zatrzymać i zadać sobie pytanie dokąd zmierza, użyje odpowiednich narzędzi do powrócenia na własną drogę. Ale, ale! Niepisaną zasadą  jest, aby coach nie prowadził sesji dla bliskich osób, nie ma nikogo bliższego nam niż my sami, dlatego też powinniśmy rozwijać się z czyimś wsparciem, bo będąc coachem i mentee w jednym ciele można wpaść w pułapkę ograniczonego pojmowania i wielu błędów poznawczych, zadawać sobie pytania, na które już znamy odpowiedź, a omijać te, które są ciężarem. To dobry moment na refleksję o rzetelnym przygotowaniu do zawodu… czy ściąganie i droga na skróty przy zaliczaniu przedmiotów do dobra droga? Czy nie wyrządzę komuś krzywdy swoją zdeformowaną przez cwaniactwo wiedzą? Czy nie zaszkodzę zatem i sobie, skoro twierdzimy, że na własnej skórze możemy testować warsztat coacha?


Podsumowując zacytuję zasłyszaną podwórkową mądrość: „Jeśli umierasz, to nie jest Ci przykro i nie cierpisz, bo nie żyjesz. Ciężko jest tym, co zostają, tak samo jest, kiedy jesteś idiotą”. Dochodzimy do wniosku, że wiedza specjalistyczna jest zarówno dla coacha pomocą, jak i balastem, z którym musi na co dzień funkcjonować, nie inaczej niż nieustannie pnąc się wzwyż. 

czwartek, 20 sierpnia 2015

Miłość jako motor napędowy pozytywnych zmian, czy jak kto woli „ Babcia miała rację”.

Sloganowa miłość musi się w końcu na moim blogu pojawić, bo i jej znaczenie w moim życiu nie jest marginalne,  ba, piszę właśnie siedząc sama w domu i dociera do mnie jak bardzo marginalne jest wszystko inne , a mój codzienny rozwój związany jest wyłącznie z moim mężem. Kto by pomyślał, ze Gosia zejdzie kiedyś w poglądach do poziomu rasowej kury domowej( nie umniejszając tej grupie, ja wręcz ze swojej perspektywy podziwiam ją i zazdroszczę, że pracując w domu mogą znaleźć w sobie spokój i spełnienie). Swoją drogą muszę wrzucić tu wtręt o następnym wpisie- nowoczesnym feminizmie- nie mogę się nadziwić, jak cała życiowa buta wobec wyborów innych niż moje wyparowuje ze mnie ostatnimi czasy.



Wracając do tematu, bo nie tylko Wy, ale i ja powoli zaczynam się gubić w czym rzecz. Rzecz w miłości J Ale że aż tak się nie zmieniłam to i słodko być nie może, znika jedynie buta, a nie poczucie estetyki. Zatem wróciłam na spokojnie do pierwszych linijek tekstu i złapałam myśl, przedstawię ją Wam, a potem rozwinę: Ja-Miłość-Spokój-Samodoskonalenie-Plony-Miłość.  Co prawda, żeby  właściwie móc doświadczać każdego etapu nie powinniśmy zapominać o miłości na żadnym z nich, w czym jednak rzecz:

 Ja: jeśli Ty się nie zaakceptujesz to dlaczego mają to robić inni ? Skoro teraz siebie nie akceptujesz to jaki powinieneś być żeby spełniać swoje własne oczekiwania ?  Już wiesz co masz robić ?  J

Miłość: Babcia kiedyś mówiła, że będziesz wiedział czy to już ta właściwa. I miała rację. Tego się opisać nie da zatem i ja próbować Wam tego opisywać nie będę bo każdy doświadcza świat  inaczej, podpowiem tylko symptomy tej właściwej. Trochę z nieprzemijającej radości od kiedy zdałam sobie z nich sprawę, trochę z gadulstwa( jak milczę to też gadam, tylko w głowie, dlatego czasem zrywam się z łóżka niezależnie od ciężkiej nocnej godziny i zapisuję myśl, która przeleciała mi akurat), trochę bo warto przekazywać pozytywy, a trochę bo musze. 

Już macie dość oczekiwań ? No to pach ! pozycja pierwsza na liście symptomów:

1.       Wiesz , że to jest to J poważnie, to już. Nic więcej nie będzie, a  w zasadzie będzie za tym wszystko bo radykalnie zmieni się twój cały świat nie ruszając się z miejsca. Bo niby wszystko się zmieni, a tak naprawdę pozostaniesz absolutnie sobą. Wewnętrznie się przeorganizujesz, tak naprawdę jakby wreszcie wiedząc jak masz ułożyć swoje wewnętrzne puzzle. Jakby kawałki stały się większe i pasowały do siebie. Niestety mamy tyle nieszczęśliwych miłości… nieprawda! Nie ma nieszczęśliwej miłości chyba, że zakończonej śmiercią jednaj z osób. Ale Gocha bredzisz, nie raz i nie dwa byliśmy nieszczęśliwe zakochani! No właśnie- zakochani. Zakochanie to reakcja chemiczna organizmu, jakby się nałykać czegoś, eliksir po prostu, kiedy jego działanie zanika zderzamy się z rzeczywistością i okazuje się, że nasze wewnętrzne puzzle są kompletnie rozsypane. One zawsze były takie ale otumanieni chemią nie zwracaliśmy na nie uwagi. Podsumowując, zakochanie to nie miłość i im szybciej zdamy sobie z tego sprawę tym więcej nieciekawych sytuacji w życiu unikniemy.

Spokój: „ A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój”. Dokładnie takie uczucie nadchodzi kiedy przejmujesz kontrolę nad życiem i przestajesz ścigać…. No właśnie tylko co ściągać ?  Już nie musisz niczego gonić bo komplet niezbędnych zasobów masz dookoła, teraz tylko można spokojnie wyznaczyć cel na przyszłe lata. Póki co brzmię jak głupia gąska co się właśnie zakochała i świata poza barkami faceta, w którego jest wiecznie wklejona nie widzi. Nic bardziej mylnego, zapraszam do kolejnego punktu, bo owy spokój nie ma nic wspólnego z wycofaniem się z życia społecznego i zamknięciem w czterech ścianach by kontemplować związek- to byłoby zakochanie właśnie. 

Samodoskonalenie: nie twierdzę absolutnie, że nie będąc w związku nie można się rozwijać. Ale absolutnie nie, bo tego też ten wpis dotyczy. Miłości. Kto powiedział, że miłości klasycznej ? Jeśli taki stan znaleźliście w samotności, pracując, odpoczywając w pojedynkę ? Nie ma co walczyć z naturą i na siłę wychodzić do ludzi bo inni imprezują, miłość o której mowa w tym wpisie to pełna akceptacje tego, co w nas gra i pójście zgodnie ze swoim duchem. Odważne powiedzenie sobie, że kocham to co mam. A co jeśli nie jest to prawdą i nie kochacie obecnie swojej sytuacji? Wiecie doskonale, że nie mając wewnętrznej pewności tego, czy jesteście w dobrym miejscu nie możecie się rozwinąć w żadnym kierunku, bo nie macie punktu startowego zatem wracamy do etapu JA- akceptacja siebie. 

No ok., Gosia, ale to jak ten facet ma sprawić, że ja będę doskonalsza? A ja spytam inaczej: Czy jeśli związek sprawia, że się nie rozwijasz jest dobry ? To nie tak, że zaczynamy się rozwijać dopiero jak kogoś poznamy, ale to musi by tak, że ten fakt nie zatrzyma naszego rozwoju ! I nie mówię tylko o karierze zawodowej, ale o wszelkich obszarach jakie w sobie pielęgnujemy w pojedynkę, jeśli związek sprawia, że muszę cząstkę siebie zamknąć w szufladzie, to z własnej woli i z braku wiary w siebie buduję mentalne więzienie. Związek ma czynić Cię wolnym! Czy to znaczy, że będąc w idealnym związku nie będziemy się kłócić ? A w życiu ! Kłótnie to emocje, jeśli znikają oznacza, że w związku jest obojętność, zatem cieszmy się z tego z jakim zacięciem walczymy o lepsze jutro.

Plony: Rok. Dajcie sobie rok pełnego wsparcia, zajmijcie się tym, co możecie zrobić żeby osobie, którą kochacie było łatwiej i za rok zbierzcie plony. Warunkiem koniecznym jest symbioza- nie możesz zapomnieć o swoim życiu i poświecić się, a jedynie odpowiadać w miarę możliwości na potrzeby. Zobaczysz jak skupiając się na rozwoju swojego partnera rozwiniesz się sam, bo on odda Ci dokładnie to samo, zobaczysz jak dzięki Twojej miłości udoskonalasz mikrokosmos jaki tworzycie. To, kim ta osoba się przy Was stanie świadczy o Waszej miłości i dokładnie na odwrót, to kim jesteście świadczy o miłości Waszego partnera, który roztacza nad Wami opiekę. Ważne tylko aby nie zmienić opieki w wychowanie i nie wybierać za partnera dróg- wpieraj go na tej, którą wybrał sam ! A będąc już na tym etapie doceniaj i bądź doceniany.

Miłość: Mat- kocham Cię ! Bo dałeś mi mnie samą, spokój- wbrew panującej opinii o tym, ze wokół mnie spokoju nie ma nigdy J ,przestrzeń do rozwoju i teraz mogę zbierać plony, których by nie było bez Twojego wsparcia.

A Wy ? doceniliście już ludzi, którzy sprawili, że jesteście sobą ? To uciekać mi sprzed kompa ale to już ! J 

Spokojnie jednak... kończę z tą radością w nastepnym wpisie już coś skrytykuje ;) 


sobota, 8 sierpnia 2015

Polecanie surowo zabronione!









Jak często zdarzyło się Wam pomyśleć, w tym dziwnym cybernetyczym świecie  "A! nie zalajkuję! Nie udostępnię! Niech ma, cholera jedna.” Pozornie blokujemy cudze inicjatywy bo kłuje nas, że inni będą się rozwijać szybciej niż my, że już pazernie lecą bo swoja nagrodę za ciężką pracę, kołtuny jedne. A poza tym co to w ogóle ma być za inicjatywa... no takie pomysły to już wiele razy były tylko sobie tu inaczej małpa nazwała i się puszy po internetach… ajajaj… wielkie mi co, gościu zbiera fundusze na zdobycie korony świata- galerianek za dychę! Laska szkołę w Nepalu buduje… też mi ! Nie lajkuję ! ( pozdrawiam Lepszy Świat za tą inicjatywę, której przeprowadzania zazdroszczę potwornie i podziwiam ! A czytelników zapraszam do wspierania akcji Budujemy szkołę w Nepalu Stowarzyszenia Lepszy Świat J ).

Żeby móc stworzyć świat właśnie lepszym, to samo oczekiwanie, aż on się taki stanie nie wystarczy, ba! Nawet przeszkodzi, bo bierność jest gorsza od nawet negatywnego działania, trudniej się ściąga kogoś z kanapy niż się ją gasi jak płonie. Z ludźmi złymi można walczyć, pobudzają oni do działania aktywistów tak głęboko wsadzając szpilę w ich poczucie sprawiedliwości, że ci zaraz zbierają podpisy pod nowym projektem ustawy czy petycją. Pies żywcem zakopany ? Dalej tam, pisać, walczyć, krzyczeć. Dziecko maltretowane? A pikietę o prawach dzieci montować ale to raz ! Lew upolowany na trofeum przerostu ego? Spalić chatę zębiście ! Tylko aktywistom w drogę wejść, a już sobie pomysł znajdą jak tu odbić sprawiedliwość, a co zrobić z biernymi ? Nic… Oni psują świat swoją głupota wynikającą ze stagnacji.  Nie bądź głupi, nie żyj w stagnacji. Jeśli jesteś zajęty na tyle, że nie masz czasu angażować się w liczne akcje społeczne to możesz być częścią społeczności walczącęj, możesz być aktywny tylko poprzez jedno kliknięcie, udostępnienie, zalajkowanie. Jesteś bardzo potrzebny, nie mniej niż osoba prowadząca akcję, bez Ciebie ona nie dojdzie do skutku ! 

 W Poznaniu powstała niedawno Dobra Kawiarnia, która miała szansę się opierzyć, bo tak wiele osób o niej usłyszało i dorzuciło swoje 5 zł. Brawo dla nas! Zrobiliśmy coś dobrego! To co dalej ? Akcje społeczne organizowane są przez ludzi którzy nie wiedzą co to znaczy zmęczenie i nie liczą ile pieniędzy się na górkę usypuje, mierzą swoje życie wartością pozytywnych zmian jakie udało im się przeprowadzić, jeśli my mamy inne priorytety w życiu, to oni za to nie oceniają proszą tylko o wsparcie, to na Boga czy boga chociaż pomóżmy takie akcje promować, a już na pewno nie odwodźmy ich od ich pomysłów mówiąc, że świata nie zbawią.  Oni to wiedzą. My to wiemy. Czy sam w pojedynkę ktoś może zmienić cały świat ? Nie, ale najczęściej nie o to chodzi,  chodzi o to: BA DAM TA DAM : na pewno można zmienić cały świat jednej osobie, to co? Nie warto ? Życie tej jednej jest mniej warte niż dziesięciu ? Jeśli chcesz zostać na kanapie swojego życia to nie wciągaj na nią tych, którzy walczą. 

Promuj dobro bo kto wie, może i Ty kiedyś będziesz miał w życiu cel, do którego konieczne będzie poparcie społeczne. Promuj dobro, bo może i Ty będziesz kiedyś tą osobą, dla której zbierane są fundusze na leczenie. Promuj dobro bo za często promujemy zło.

Powiedzieć Wam co się obecnie dzieje z dziećmi, a pracuje z ponad czterystoma rocznie- wiem co im w duszy gra ? Luksusem bloga jest to, że nie czekam na odpowiedź J  Robią się złe i nieczułe. Dlaczego ? Bo świat taki jest, a one uczą się go tak jak uczą się wiązać buty. Czy dziecko w Amazonii wie czym jest  homoś ? Czy doprowadziłoby do samobójstwa rówieśnika nabijając się, że jest pedałkiem ?  Wiecie, że nie. Bo jego rodzice, jego otoczenie, nie nauczyło go, że można się tak do kogoś odzywać. My uczymy dzieci tego w domu, nieświadomie, oglądając telewizję  czytając gazety i komentując. One to słyszą, powtarzają, rodzice są wzywani do szkoły i szeroko otwierają oczy dziwiąc się skąd dziecko się tego nauczyło ?!! Od Ciebie mamo i tato, z programów jakie mogę oglądać bez kontroli na talbecie, w telewizji i na kompie mamo i tato, od rówieśników, którzy oglądają to samo. Zatem jednocześnie uczymy dzieci pewnych zachowań ganiąc je potem za nie, co już zalatuje schiofrenią czy relatywizmem społecznym. 

Żeby Wam uzmysłowić efekt i skalę zjawiska przywołam chociażby nasze wycieczki do kina z dziećmi. Staramy się wybierać filmy, które poza tym, że są dla dzieci, wniosą coś wartościowego. Bajka Samoloty: ja spłakana, Mateusz spłakany, serce drży na myśl o wspaniałych strażakach, dzieci- paniiiiiiiiiiiiiiiiii ( wersja proszę pani jest na wyczerpaniu, uprzejmość idzie w las i to dosłownie, w ten sposób zwracają się do nas głównie zuchy i harcerze chowani w lesie) a kiedy to się skończy ? Nudzi mi się…  i to jest klasyka gatunku. W ramach eksperymentu zmieniliśmy raz taktykę i poszliśmy na żółwie ninja… no muszę przyznać że tylu wiwatujących siedmiolatków obojga płci nie widziałam nigdy, a widziałam w życiu dużo. Skąd te fanfary ? ALE MU PRZYWALIŁ ! DOBRZE ! JESZCZE RAZ ! Sami rozumiecie… Promujcie dobro dla siebie samych i dla własnych dzieci, one będą żyły w tym, co my obecnie tworzymy, więc każde Wasze najdrobniejsze wsparcie dla akcji walczącej o lepsze jutro jest Waszą walka o lepsze jutro Waszych dzieci. 

poniedziałek, 25 maja 2015

Tolerancja jest fuj ble i tfu



Tolerancja.  Poza tolerancja pokarmową nie używam tego słowa.  Albo toleruję laktozę albo mi się zbiera na wymioty i mam wzdęcia. To jest to piękne i lotne słowo? Je mam używać w odniesieniu do osób … nie wiem sama jakich… wymienię innych niż ja: wysokich,  z błonami między palcami, piegowatych( tych szczerze nie lubię, ale zazdrość to inny temat) szczupłych, ateistów, homoseksualnych, niewykształconych, wykształconych bardziej czy…. drżyjcie narody, z in vitro, co brzmi  powoli jak zabiegi z seksmisji?  I teraz co, jak toleruję takie osoby, to trawienie mam w porządku, a jak nie i idzie koło mnie doktorant,  na domiar złego apostata to mi się na wymioty zbiera ? Słowo tolerancja jest obleśne i budzi u mnie złe skojarzenia.  Inność jaką sobą prezentujemy jest piękna,  a słowo tolerancja nie jest dla mnie pełne zachwytu nad innością, a pełne łaski udzielnej przez tych lepszych, tym gorszym. A kto ustalił kto jest lepszy? Ten z zajęczą wargą czy nie, ten homo czy hetero, ten czarny, czy żółty ? Kto ma kogo tolerować ?  Wszyscy wszystkich w teorii, ale przecież doskonale wiemy jak wgląda ten układ. 

Inność jest motorem tego świata,  a przede wszystkim jest piękna  pyszna, bo możemy kochać najbardziej na świecie jajecznicę, ale jedzona co dnia staje się męcząca, dlatego też ludzie kochają podróże, ze względu na inność- krajobrazu, kultur, kuchni i ludzi.

A co jest piękne dookoła? Piękne są dzieci moich znajomych, rodzone dzięki metodzie In vitro. Mam nadzieję, że moje dziecko,  na które bez tej metody nie ma dla nas szans, będzie również piękne, a co najmniej zdrowe. Piękne są pary, które obdarzają się miłością, nie związani kredytem, lecz przeświadczeniem, że z nikim innym by nie osiągnęły takiego dobrostanu emocjonalnego- a czy oni są różnych wyznań, kolorów skóry czy orientacji ( w tym wypadku różnych bądź takiej samej ;)to już nie gra roli. Bo małżeństwo heteroseksualne w którym jest alkohol, bite są dzieci, kobiety są maltretowane, mężczyźni są poniżani- są obleśne . Wolę radosnego i dobrego Pana Roberta Biedronia z jego partnerem niż wyuzdane hetero pary z Hollywood siejące zgorszenie pokładając się co chwilę z kim innym. Jakby bycie hetero dawało przyzwolenie na bycie nieprzyzwoitym.  Ale homoseksualiści też potrafią być nieatrakcyjni społecznie, kiedy prawie nadzy, z piórami w esicy latają po ulicach i zaburzają obraz tej orientacji seksualnej robią krzywdę przyzwoitym ludziom, którzy chcą sobie normalnie ułożyć życie, a potem muszą się za nich tłumaczyć. ( Tak jak ja się muszę tłumaczyć za ultra katoli ) Epatowanie seksualnością jest zawsze niesmaczne,  jednak ostatnio tolerancja nakazuje, aby mężczyzna przebierający się za kobietę i masujący pośladki pieniędzmi był zachęcany do takich działań komplementami o jego wyzwoleniu. A gdybym ja się tak wycierała i składała życzenia świąteczne w skąpiej bieliźnie? Ostracyzm. Gdzie jest teraz tolerancja?

Wracając. Piękni są rodzice dzieci niepełnosprawnych, których twarze naznaczone zmęczeniem nie poddają się, budują swój świat między podziałami. Piękni są murzyni, metysi, żółci, czerwoni i biali- każdemu kolorowi skóry towarzyszą tak odmienne cechy fizyczne, że ciężko pojąć, że jesteśmy tymi samymi ludźmi,  zupełnie jak ptaki, które choć w budowie podobne, to kompletnie inne.  Piękne są stare ręce, zawsze uwielbiałam dłonie swoich dziadków i babć, a na nich znaki życia, dłonie niosą tyle historii, że nic tylko patrzeć i pytać, jakie jest pochodzenie wszystkich blizn i zniekształceń. Starzenie się jest piękne.  Piękna jest dziewczyna, którą niedawno poznałam,  mówi o sobie, że jest poganką, a  w jej słowach jest tyle wiary w człowieka i w siłę wyższą, że mało kto tak wierzy jak ona.  Piękne są zwierzęta, które bardziej niż my, rozumieją ten świat, my chcemy go na siłę przystosować , zatem piękni są też ludzie, którzy, każdy na swój sposób walczy o lepsze dla naszych braci mniejszych życie. O życie wolne od naszego ludzkiego egoizmu.

Piękne to wszystko? Zgadzacie  się?  Zgadzacie się, że tolerancja to absurdalne słowo, bo  powinna to być czysta akceptacja, wynikająca z naszej natury, a nie z wysiłku?  Ale ja w kilku innych rzeczach widzę piękno, w których to rzeczach nie upatrują pola do akceptacji osoby liberalne, których liberalizm kończy się na ludziach, myślących tak jak oni. Czy to już nie zaściankowość?

Piękne są serca harcerzy, które mają niezwykłą werwę, której nie zrozumie nikt, kto śmiał się z nas i pluł nam dosłownie i w przenośni w plecy i w twarz. Nie tolerowano mnie w mundurze w wielu miejscach, nie akceptowano mojej drogi, innej niż młodzieży w stylu cool kids. Piękna jest Alleluja śpiewana w Święta Wielkiej Nocy, bo gdy Kościół drży od śpiewu to wzruszam się zawsze. Piękni jest tez mój Ojciec, który wierzy całym sobą, że jego wiara jako katolika, chroni jego i całą jego rodzinę.  Ale on i cała reszta katolików nie zasługuje na lewacki , liberalny szacunek, bo według lewackiej logiki tolerancja jest ogromnym pojęciem i mieści w sobie wszystko… dopóki to właśnie mieści się w ich pojmowaniu. TYLE!

Jeśli ktoś czuje się urażony i dotknięty którymś słowem, oznacza to, że jest dla niego nadzieja, na przemyślenie swoich postaw zawsze jest czas. Do swojej akceptacji odmienności świata dochodziłam kamienistą drogą  i nadal są rzeczy, które wypieram jak: agresywny alkoholizm, umizgi do cudzych mężów i żon, głupotę wynikającą z lenistwa( nie mylić z niewiedzą, którą da się nadrobić, nie musimy wiedzieć wszystkiego),  moralność  z brukowców i brukowce które o tym piszą, a także artystów śpiewających  jakichś „p-ach nad głową” i innych wartościowych rzeczach. I myśliwych. Nie akceptuję ludzi czerpiących radość z odbierania życia. Nawet Ci debile chrześcijanie w końcu przestali myśleć , że ziemi jest płaska… a nie, sorry, to przecież biskup Kopernik wstrzymał Słońce i ruszył ziemię… Rozumiecie do czego piję? 



sobota, 16 maja 2015

Non omnis moriar ? do you ? se la vie ! Zatem wiwarafą i nie pal cudzesów.

Blog powstał nie tylko, żeby inspirować do bycia kimś pozytywnym, ale także do przestrzegania, aby kimś negatywnym się nie stać. Dziś przestroga, bo nie byłabym sobą jakbym nie przyjęła roli ratownika.



Inspiracja. To czasem zapach jaki przyniesie wiatr, czasem to muzyka, przy której Twoje nogi wywalczyły sobie  status niepodległości, czasem to widok cudzej zamyślonej twarzy, jednak inspiracją zawsze jest coś drobnego, to impuls, który jednym powiewem burzy naszą blokadę do działania. Nagle wszystko wydaje się takie proste. Ostatnio impulsem było dla mnie jedno słowo, czy zapach szafirka, potem sprawy już potoczyły się same i nadałam im olbrzymie rozmiary. Czy to się uda? Nie wiem, nikt nie wie, a jak ktoś Wam mówi, że jak się bardzo chce to zawsze się dostaje, to kłamie. Życie nie ma reguł, a już na pewno na nic się z nami nie umawia, więc  założenia do książek o motywacji, a w ramach motywacji prawdziwej- do roboty J  

Plagiat. Kopia jak kto woli, nazywana inspiracją, choćby i sobie napisać to słowo na starożytnym papirusie, amarantowym atramentem, o woni cytrusa, to plagiat zawsze śmierdział będzie kradzieżą.  Śmierdzisz? To niestety czuć,  jak wczorajszego kebaba z sosem czosnkowym, a już wam tłumaczę szybciutko dlaczego:

Obserwuję ostatnio z radością, że świat rozwoju osobistego się zmienia, ludzie mają coraz więcej planów i ambicji, nie chcą pracować tylko po to, żeby zarobić na czynsz i żółty ser, czy przy niższych zarobkach na żółty produkt seropodobny.  Wszędzie roznosi się upojny aromat wszechogarniającej słodkiej rywalizacji o bycie tym najlepszym,  szukanie drogi dla siebie, szukanie drzwi, którymi chce się wejść, wiadomo powszechnie że najlepiej złapać te, które się jeszcze nie zamknęły za kimś, zamiast samodzielnie je forsować.  

Czasem okazuje się, że mamy wiele talentów, jednak kreatywni akurat nie musza być wszyscy( w ogóle nie wszyscy musza umieć wszystko, bo inaczej podział na zawody i role społeczne byłby zbędny), zatem kiedy tego pierwiastka brakuje zaczyna się kombinowanie, taka kreatywność dla ubogich duchem i moralnością. Co się wtedy staje ? Wtedy można się połasić aby ( nie ma co szczędzić na słowach bezpośrednio określających czynność) ukraść komuś jego dziecko spłodzone z erudycji i polotu. Czy to się może udać w pełni?  Znowu odpowiedź, która nie jest zadowalająca… NIE. Nie uda się, ponieważ, kradnąc pomysł, kradniemy jedynie jego zwerbalizowaną przez autora projekcję, nie damy rady skopiować także duszy danego wyrobu intelektualnego, a co za tym idzie, będziemy próbowali opchnąć ludziom sadidasy z yembraną i foretexem.  W skrócie SYF.  

Aby coś, co tworzymy i chcemy wpuścić na rynek w formie usługi czy produktu, okazało się sukcesem, musimy spełnić  pewne założenie- siły skupiamy nie na liczeniu złociszy, ale na produkcie, w niego wkładamy serce , umysł i duszę, potem przenosimy naszą uwagę na klienta i jego potrzeby, a pieniądz pojawi się sam.  Niech przykładem będą restauracje, w których jest tłoczno, jeśli koncentracja sił pada na dania, ich smak, aromat świeżość , podanie… wtedy rzucimy się ze smakiem gotowi dużo zapłacić. A w lokalu, w którym jest SYF? W którym kotlet i ziemniaki są z wczoraj, bo właściciel myśli tylko o kasie zatem o oszczędzaniu na produktach?

Plagiatów widzimy mnóstwo, to na przykład programy telewizyjne, ci to już osiągnęli mistrzostwo, książki, prace magisterskie,  wystroje wnętrz, logotypy… mnożyć możemy w nieskończoność ,aby zakończyć ten proces będę obcesowa i powiem tak: jeśli brak Ci sił i ambicji na kreację rzeczywistości, to może po prostu stworzony jesteś do pracy za biurkiem, może copywriter, może sekretarka. Nie umniejsza Ci to absolutnie, są to zawody potrzebne, tak potrzebne jak każdy inny, ale według zasady „ bycia średniakiem „- możesz być tylko sekretarką, albo aż sekretarką, to zależy od Ciebie, żyj, a świat kupi Twoją autentyczność. Kopiuj, a nigdy poznają Twoich mocnych stron.

Piękne słowa , zapamiętałam już lata temu: idąc cudzymi śladami, nigdy go nie wyprzedzisz! Trzymając w sercu tę maksymę wiecznie i wciąż chcę iść pod prąd, spotykać na swojej drodze różnych ludzi, ale nie pchać się utartą ścieżką, a co jeśli na cudzym szczycie dla mnie zabraknie już widoków bo będzie za tłoczno?  Polecam Wam wyciszyć się na chwilę z tego XXI- wiecznego zgiełku i odpowiedzieć sobie na bardzo trudne i wążne pytanie. Do czego zmierzam? Jeśli każdego dnia zrobicie coś zgodnego ze sobą, to nie będę musiała opisać radości z tworzenia, jest niezastępowalna. Wiem, że jest trudno, wiem, że mamy wrażenie, że czas ucieka, a nasze osiągnięcia nie sa takie jak byśmy chcieli, więc na szybko szukamy gotowych rozwiązań, nie czerpiemy z innych, a ich skanujemy przybierając smiesznie płaskie osobowości. Pozwólcie sobie na wypukłości ! Pokażcie się zza niepewności ! Bądźcie dla siebie wzorem i drogowskazem, śmiało jednak pytając o drogę starszych podróżników. Będziecie popełniać błędy? Tak, ale na swojej drodze. 

Niech ukoronowaniem tego wpisu będą słowa Oscara Wilde`a: Ludzie znają dziś cenę wszystkiego, nie znając wartości niczego.  Pokazujcie swoją niezłomna postawą, że Oski się mylił. 

wtorek, 12 maja 2015

Małgorzata pisze książkę- miejmy nadzieję, że szybciej niż mistrz Bułhakow. Pierwszą stronę zdradzam, finiszujemy ( tym razem my, ma uzasadnienie) w lipcu.



„Już wiem!” To chyba myśl, która przyświeca mi w życiu najczęściej. Nie wiem ile razy wpadałam na jakiś genialny pomysł i musiałam wprowadzić go w życie TERAZ, z naciskiem na T, ale nie mniejszym na Z, i proszę uprzejmie, aby cały wszechświat mi sprzyjał. Z taką samą częstotliwością odkrywam, że jednak nie wiem, bo choć genialny pomysł wprowadziłam w życie, wylałam litry potu, poświęciłam się dla idei, to efekt jaki zaplanowałam dla świata wcale się nie ziścił. Mało tego, świat miał mnie głęboko, razem z moją wizję dla niego ratunku. Nikogo nie trzeba ratować. To co ja mam teraz robić? Po prostu żyć? To moment na skrupulatnie uszyte z wyrzutów sumienia katusze, potępiam się, ganię i krytykuję za to, że przegrywam własne życie ciągle nie wiedząc, co chce robić, w tym samym czasie robiąc nadal milion rzeczy, co nie przeszkadza mi czuć się ciągle poza głównym nurtem społecznych ścieżek. Moje rozedrganie wynika z wielu lat wiary w system edukacji, wierzyłam, że każdy do niego pasuje. To na litość, dlaczego mi pasowanie idzie tak opornie? Bo oczekiwałam, że system mnie poprowadzi, jednocześnie buntując się na bycie prowadzoną i pasującą do czegokolwiek. Dla przykładu: stanowczo ogłaszałam, że nie zatrudnię do pracy nikogo po studiach, bo to tylko kombinacje, a nie nauka - sama kończę właśnie czwarty kierunek... jakoś wewnętrznie ciągle czuję, że może coś przegapiłam i należy to lepiej zbadać. Dobrze, że teraz jestem na studiach, które kocham. Uczucie, że się dotarło na właściwą drogę, to dobre uczucie dla zbliżających się do trzydziestki paranoiczek.

 A tak naprawdę czego chcę wiedziałam w życiu 2 razy - chcę być ”sprawiedliwa i odważna” i dzielnie realizować misję ZHP, owa sprawiedliwość do dziś odbija mi się czkawką. Drugi raz wiedziałam jak zobaczyłam mojego męża. Ja. Zgęziała feministka wygłaszająca tezy, że nie dam się przykuć do zlewu, nie będę niewolnicą we własnym domu, a o wartości kobiety nie decyduje to, czy ktoś łaskawie pojmie ją za żonę. To nie średniowiecze! Taka byłam. Obecnie w duchu jestem taka sama, ale okazało się, że niepotrzebnie, bo jak mężczyzna akuratny, to wcale do zlewu nie przywiązuje, a łaską nie było to, że mnie wybrał, nie było to w ogóle kwestią wyboru, tak po prostu ma być. Wiem też trzecią rzecz... wiem, że rodzina to jest siła, a moja już na mnie je powoli traci więc żeby dać upust temu, co kłębi się w mojej głowie, jest książka. To na chwilę pozwoliło mi przestać gadać, oczywiście po wyjściu ze stanu „Już wiem”! kiedy to gadam zawsze więcej. Książka zupełnie inna niż być miała, latami mnie namawiano, żebym pisała biografię, bo świadkowie zdarzeń ze mną w roli głównej nie dowierzali, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. Jestem trochę jak Bridget Jones w kwestii obciachu, choć oczytanie mam większe.Zatem z czego wynika seria feralnych zdarzeń? Doprawdy nie wiem. Może z tego właśnie, że robiąc wszystko, nie mogę już zapanować nad swoim ja, telefonem, kluczami i wagą.

Książkę tę piszę dla ludzi, czy młodych, czy dojrzałych - nie ma różnicy, bo swoją pasję możemy odnaleźć w każdym wieku, ważne jednak aby to zrobić. Czy edukacja nam w tym pomaga? Jak świat długi i szeroki, tak wszędzie edukacja nastawiona jest na to, aby przygotować szereg przyszłych pracowników pod standardowe stanowiska pracy. Mocno kładziemy nacisk na język ojczysty, jakiś obcy i matematykę, pojawiają się następnie przedmioty już nieco bardziej kierunkowe jak biologia czy historia aby zasłonić zupełnie przedmioty artystyczne, tworząc pozory, że są one po prostu niepotrzebne. Nasze ciało zostaje zapomniane w szkolnych ławach, a kinestetycy zostali mianowani chorymi na ADHD. Oni owszem cierpią, ale na niedostosowanie systemu edukacji dla wszystkich rodzajów inteligencji. Rekiny uczymy pełzać, a węże zmuszamy do skakania przez płotki, przez to w swoim naturalnym i bezpiecznym środowisku nie mogą osiągać najlepszych efektów i poprawnie się rozwijać.

"To o czym w końcu jest ta książka?!?!?!" - spytacie. Jest o ludziach i systemie edukacji, czyli o tym, co zgłębiłam w życiu najdokładniej, nie tylko studiując, ale także pracując zawsze wokół wychowania i nauczania czy trenerstwa. Jest o tym, czy właśnie starannie skrojona ścieżka edukacji zaprowadziła moich bohaterów w zawodowe miejsce, w którym są teraz, a jeśli nie ministerstwo oświaty się do tego przyczyniło, to co to takiego? A może kto to taki? Ważne, żeby nie myśleć, że zupełnie przekreślam ideę szkolnictwa, zwłaszcza wyższego. Istnienie systemu to absolutna konieczność dla takich zawodów jak lekarze czy prawnicy, jednak młodzi często na studiach szukają inspiracji do działania - a to zgubne, bo studia muszą być ukoronowaniem naszych inspiracji, muszą być fragmentem drogi, a nie drzewem poznania. I tu dochodzimy do sedna, Ci ludzie o których książka traktuje, pokazują w którym momencie dopadł ich bakcyl, jak go rozpoznać, czy można odpuścić i czy, a także czego można żałować  

Nie byłabym sobą jakbym zatrzymała się na jednym punkcie widzenia, z radością mogłabym pastwić się nad systemem, ale okazuję łaskę i szukam zrozumienia. Znajduję je. Wy też znajdziecie, bo bohaterowie książki wybrani są według dwóch kluczy. Jedni to ci, którzy daleko padli od swojej edukacyjnej jabłoni, a drudzy nadal na niej rosną i zawodowo rozwijają się zgodnie z kierunkami kształcenia. Ciekawi? Ja byłam ich ciekawa bardzo, jestem do dziś, dlatego moje wścibskie ciekawości wtrącam do ich historii.


Zadaję w książce pytanie, którego wobec siebie nie znoszę - kim jesteś? Muszę zatem na początku odpowiedzieć też przed Wami, żeby wyjaśnić skąd taki projekt. Jestem fascynatką podejścia kreatywnego wszędzie, gdzie się znajduję. Jestem trenerem efektywnej nauki i, pracując z dziećmi, młodzieżą, kadrą pedagogiczną, zaczęłam przesiąkać ich problemami, które natychmiast chciałam rozwiązać. Od lat prowadzę warsztaty czytelnicze i kreatywne dla dzieci, szkolę dorosłych z autoprezentacji (o ironio !), a także prowadzę rady pedagogiczne o tym, jak pracować z dziećmi w oparciu o literaturę. Prowadzę coachingi indywidualne i grupowe - stworzyłam „Babki w proszku”- czyli babską rozwojownię przy pizzy. Marzę, że kiedyś będzie to miejsce, gdzie dziesiątki kobiet znajdą bezpieczną przestrzeń dla siebie by mówić, płakać i milczeć. Póki co jest nas 10, ale to było moje mocne „już wiem”, wyszło poza skalę fascynacji i nie mogę tego puścić. Po prostu zmieniam swoją rzeczywistość, a tą książką pragnę zmienić na lepsze Waszą.