Istnieją poglądy klientów i osób postronnych, że coach to persona, będąca wysokiej klasy specjalistą od życia nie tylko swojego, ale klienta również, a owa specjalistyczna wiedza jaką posiada( tu apel, aby wybierać się tylko do coachy, którzy takową posiadają) ratuje go przed wszelkiemi niepowodzeniami i trudnościami.
Jeśli
za cenę życia musiałabym taką tezę obronić, mogłabym wygłosić na ten temat niekończącą się tyradę.
Dokładnie tak samo długą, jak gdyby kazano mi ją obalić. Wynika to zarówno z
dwojakiej natury jaką ma wiedza, z wpływu jaki na nas wywiera i z tego, że
każdy z nas jest inny. Ale jak to? Że niby wiedza może mi w czymś przeszkadzać?
Przecież od najmłodszych lat same pochwały słyszymy, kiedy dzielnie zdobywamy
wiedzę, to przecież musi być na wskroś pozytywny aspekt. Zastanówmy się zatem,
jakie są konsekwencje posiadania wiedzy- obiektywnie dobre, a subiektywnie? Na
przykład jeśli musielibyśmy przejść po równoważni, z jednego końca na drugi, to
prawdopodobnie wykonamy tak banalne zadanie bez problemu, no chyba, że
posiądziemy dodatkową wiedzę- pod nami jest ciekły azot. I już zaczęły drżeć
kolana, a więc z jednej strony to dobrze, że nas ktoś uprzedził, wiemy, że
musimy uważać, a z drugiej nieświadomi zagrożenia pewnym krokiem pokonalibyśmy
przeszkodę, to właśnie wiedza wpłynęła negatywnie na nasze zachowanie. Nie na
darmo się mówi, że niewykonalnych zadań może podjąć się tylko ktoś , kto nie
wie, że wykonać się ich nie da.
A
jak to się ma do problemów coacha? Otóż posiadając dobry warsztat do pracy z
klientami jesteśmy czujnymi obserwatorami i inspiratorami, widzimy proces
przemiany, widzimy jego przyczyny i skutki. Widzimy je zatem także u siebie,
czasami (mówię tu już zupełnie o sobie) za dużo od siebie wymagając, za bardzo
się analizując i rozkładają zachowania na drobne rozpisując relacje i emocje z
nimi związane. To nieuchronnie prowadzi do oceny samego siebie, w której nie
zawsze wychodzimy celująco. Gdybym nie wiedziała wielu rzeczy, żyłabym w
błogiej nieświadomości swoich błędów i niedociągnięć i, na przykład, szczęśliwe
obwiniałabym świat o swoje niepowodzenia. Jako coach wiem, że odpowiedzialność
nie jest obowiązkiem narzucanym podczas przyjmowania ról społecznych, na
przykład roli matki, odpowiedzialność to przywilej, który przysługuje mi za i
na całe życie. Odpowiedzialność jako cecha pojawiająca się u jednostek jest
zawsze godna podziwu i uznania, jako świadomość obowiązku jest jednak
obciążeniem dla psychiki, w tym wypadku dla psychiki coacha. Aby nie
dramatyzować dodam, że jest też wielką radością, kiedy świadomie przeżywamy
każdą chwilę i widzimy jaki mamy wpływ
na otaczającą nas rzeczywistość.
Z
drugiej jednak strony coach potrafi w pewnym momencie się zatrzymać i zadać
sobie pytanie dokąd zmierza, użyje odpowiednich narzędzi do powrócenia na
własną drogę. Ale, ale! Niepisaną zasadą
jest, aby coach nie prowadził sesji dla bliskich osób, nie ma nikogo
bliższego nam niż my sami, dlatego też powinniśmy rozwijać się z czyimś
wsparciem, bo będąc coachem i mentee w jednym ciele można wpaść w pułapkę
ograniczonego pojmowania i wielu błędów poznawczych, zadawać sobie pytania, na
które już znamy odpowiedź, a omijać te, które są ciężarem. To dobry moment na
refleksję o rzetelnym przygotowaniu do zawodu… czy ściąganie i droga na skróty
przy zaliczaniu przedmiotów do dobra droga? Czy nie wyrządzę komuś krzywdy
swoją zdeformowaną przez cwaniactwo wiedzą? Czy nie zaszkodzę zatem i sobie,
skoro twierdzimy, że na własnej skórze możemy testować warsztat coacha?
Podsumowując
zacytuję zasłyszaną podwórkową mądrość: „Jeśli umierasz, to nie jest Ci przykro
i nie cierpisz, bo nie żyjesz. Ciężko jest tym, co zostają, tak samo jest,
kiedy jesteś idiotą”. Dochodzimy do wniosku, że wiedza specjalistyczna jest
zarówno dla coacha pomocą, jak i balastem, z którym musi na co dzień
funkcjonować, nie inaczej niż nieustannie pnąc się wzwyż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz