poniedziałek, 25 maja 2015

Tolerancja jest fuj ble i tfu



Tolerancja.  Poza tolerancja pokarmową nie używam tego słowa.  Albo toleruję laktozę albo mi się zbiera na wymioty i mam wzdęcia. To jest to piękne i lotne słowo? Je mam używać w odniesieniu do osób … nie wiem sama jakich… wymienię innych niż ja: wysokich,  z błonami między palcami, piegowatych( tych szczerze nie lubię, ale zazdrość to inny temat) szczupłych, ateistów, homoseksualnych, niewykształconych, wykształconych bardziej czy…. drżyjcie narody, z in vitro, co brzmi  powoli jak zabiegi z seksmisji?  I teraz co, jak toleruję takie osoby, to trawienie mam w porządku, a jak nie i idzie koło mnie doktorant,  na domiar złego apostata to mi się na wymioty zbiera ? Słowo tolerancja jest obleśne i budzi u mnie złe skojarzenia.  Inność jaką sobą prezentujemy jest piękna,  a słowo tolerancja nie jest dla mnie pełne zachwytu nad innością, a pełne łaski udzielnej przez tych lepszych, tym gorszym. A kto ustalił kto jest lepszy? Ten z zajęczą wargą czy nie, ten homo czy hetero, ten czarny, czy żółty ? Kto ma kogo tolerować ?  Wszyscy wszystkich w teorii, ale przecież doskonale wiemy jak wgląda ten układ. 

Inność jest motorem tego świata,  a przede wszystkim jest piękna  pyszna, bo możemy kochać najbardziej na świecie jajecznicę, ale jedzona co dnia staje się męcząca, dlatego też ludzie kochają podróże, ze względu na inność- krajobrazu, kultur, kuchni i ludzi.

A co jest piękne dookoła? Piękne są dzieci moich znajomych, rodzone dzięki metodzie In vitro. Mam nadzieję, że moje dziecko,  na które bez tej metody nie ma dla nas szans, będzie również piękne, a co najmniej zdrowe. Piękne są pary, które obdarzają się miłością, nie związani kredytem, lecz przeświadczeniem, że z nikim innym by nie osiągnęły takiego dobrostanu emocjonalnego- a czy oni są różnych wyznań, kolorów skóry czy orientacji ( w tym wypadku różnych bądź takiej samej ;)to już nie gra roli. Bo małżeństwo heteroseksualne w którym jest alkohol, bite są dzieci, kobiety są maltretowane, mężczyźni są poniżani- są obleśne . Wolę radosnego i dobrego Pana Roberta Biedronia z jego partnerem niż wyuzdane hetero pary z Hollywood siejące zgorszenie pokładając się co chwilę z kim innym. Jakby bycie hetero dawało przyzwolenie na bycie nieprzyzwoitym.  Ale homoseksualiści też potrafią być nieatrakcyjni społecznie, kiedy prawie nadzy, z piórami w esicy latają po ulicach i zaburzają obraz tej orientacji seksualnej robią krzywdę przyzwoitym ludziom, którzy chcą sobie normalnie ułożyć życie, a potem muszą się za nich tłumaczyć. ( Tak jak ja się muszę tłumaczyć za ultra katoli ) Epatowanie seksualnością jest zawsze niesmaczne,  jednak ostatnio tolerancja nakazuje, aby mężczyzna przebierający się za kobietę i masujący pośladki pieniędzmi był zachęcany do takich działań komplementami o jego wyzwoleniu. A gdybym ja się tak wycierała i składała życzenia świąteczne w skąpiej bieliźnie? Ostracyzm. Gdzie jest teraz tolerancja?

Wracając. Piękni są rodzice dzieci niepełnosprawnych, których twarze naznaczone zmęczeniem nie poddają się, budują swój świat między podziałami. Piękni są murzyni, metysi, żółci, czerwoni i biali- każdemu kolorowi skóry towarzyszą tak odmienne cechy fizyczne, że ciężko pojąć, że jesteśmy tymi samymi ludźmi,  zupełnie jak ptaki, które choć w budowie podobne, to kompletnie inne.  Piękne są stare ręce, zawsze uwielbiałam dłonie swoich dziadków i babć, a na nich znaki życia, dłonie niosą tyle historii, że nic tylko patrzeć i pytać, jakie jest pochodzenie wszystkich blizn i zniekształceń. Starzenie się jest piękne.  Piękna jest dziewczyna, którą niedawno poznałam,  mówi o sobie, że jest poganką, a  w jej słowach jest tyle wiary w człowieka i w siłę wyższą, że mało kto tak wierzy jak ona.  Piękne są zwierzęta, które bardziej niż my, rozumieją ten świat, my chcemy go na siłę przystosować , zatem piękni są też ludzie, którzy, każdy na swój sposób walczy o lepsze dla naszych braci mniejszych życie. O życie wolne od naszego ludzkiego egoizmu.

Piękne to wszystko? Zgadzacie  się?  Zgadzacie się, że tolerancja to absurdalne słowo, bo  powinna to być czysta akceptacja, wynikająca z naszej natury, a nie z wysiłku?  Ale ja w kilku innych rzeczach widzę piękno, w których to rzeczach nie upatrują pola do akceptacji osoby liberalne, których liberalizm kończy się na ludziach, myślących tak jak oni. Czy to już nie zaściankowość?

Piękne są serca harcerzy, które mają niezwykłą werwę, której nie zrozumie nikt, kto śmiał się z nas i pluł nam dosłownie i w przenośni w plecy i w twarz. Nie tolerowano mnie w mundurze w wielu miejscach, nie akceptowano mojej drogi, innej niż młodzieży w stylu cool kids. Piękna jest Alleluja śpiewana w Święta Wielkiej Nocy, bo gdy Kościół drży od śpiewu to wzruszam się zawsze. Piękni jest tez mój Ojciec, który wierzy całym sobą, że jego wiara jako katolika, chroni jego i całą jego rodzinę.  Ale on i cała reszta katolików nie zasługuje na lewacki , liberalny szacunek, bo według lewackiej logiki tolerancja jest ogromnym pojęciem i mieści w sobie wszystko… dopóki to właśnie mieści się w ich pojmowaniu. TYLE!

Jeśli ktoś czuje się urażony i dotknięty którymś słowem, oznacza to, że jest dla niego nadzieja, na przemyślenie swoich postaw zawsze jest czas. Do swojej akceptacji odmienności świata dochodziłam kamienistą drogą  i nadal są rzeczy, które wypieram jak: agresywny alkoholizm, umizgi do cudzych mężów i żon, głupotę wynikającą z lenistwa( nie mylić z niewiedzą, którą da się nadrobić, nie musimy wiedzieć wszystkiego),  moralność  z brukowców i brukowce które o tym piszą, a także artystów śpiewających  jakichś „p-ach nad głową” i innych wartościowych rzeczach. I myśliwych. Nie akceptuję ludzi czerpiących radość z odbierania życia. Nawet Ci debile chrześcijanie w końcu przestali myśleć , że ziemi jest płaska… a nie, sorry, to przecież biskup Kopernik wstrzymał Słońce i ruszył ziemię… Rozumiecie do czego piję? 



sobota, 16 maja 2015

Non omnis moriar ? do you ? se la vie ! Zatem wiwarafą i nie pal cudzesów.

Blog powstał nie tylko, żeby inspirować do bycia kimś pozytywnym, ale także do przestrzegania, aby kimś negatywnym się nie stać. Dziś przestroga, bo nie byłabym sobą jakbym nie przyjęła roli ratownika.



Inspiracja. To czasem zapach jaki przyniesie wiatr, czasem to muzyka, przy której Twoje nogi wywalczyły sobie  status niepodległości, czasem to widok cudzej zamyślonej twarzy, jednak inspiracją zawsze jest coś drobnego, to impuls, który jednym powiewem burzy naszą blokadę do działania. Nagle wszystko wydaje się takie proste. Ostatnio impulsem było dla mnie jedno słowo, czy zapach szafirka, potem sprawy już potoczyły się same i nadałam im olbrzymie rozmiary. Czy to się uda? Nie wiem, nikt nie wie, a jak ktoś Wam mówi, że jak się bardzo chce to zawsze się dostaje, to kłamie. Życie nie ma reguł, a już na pewno na nic się z nami nie umawia, więc  założenia do książek o motywacji, a w ramach motywacji prawdziwej- do roboty J  

Plagiat. Kopia jak kto woli, nazywana inspiracją, choćby i sobie napisać to słowo na starożytnym papirusie, amarantowym atramentem, o woni cytrusa, to plagiat zawsze śmierdział będzie kradzieżą.  Śmierdzisz? To niestety czuć,  jak wczorajszego kebaba z sosem czosnkowym, a już wam tłumaczę szybciutko dlaczego:

Obserwuję ostatnio z radością, że świat rozwoju osobistego się zmienia, ludzie mają coraz więcej planów i ambicji, nie chcą pracować tylko po to, żeby zarobić na czynsz i żółty ser, czy przy niższych zarobkach na żółty produkt seropodobny.  Wszędzie roznosi się upojny aromat wszechogarniającej słodkiej rywalizacji o bycie tym najlepszym,  szukanie drogi dla siebie, szukanie drzwi, którymi chce się wejść, wiadomo powszechnie że najlepiej złapać te, które się jeszcze nie zamknęły za kimś, zamiast samodzielnie je forsować.  

Czasem okazuje się, że mamy wiele talentów, jednak kreatywni akurat nie musza być wszyscy( w ogóle nie wszyscy musza umieć wszystko, bo inaczej podział na zawody i role społeczne byłby zbędny), zatem kiedy tego pierwiastka brakuje zaczyna się kombinowanie, taka kreatywność dla ubogich duchem i moralnością. Co się wtedy staje ? Wtedy można się połasić aby ( nie ma co szczędzić na słowach bezpośrednio określających czynność) ukraść komuś jego dziecko spłodzone z erudycji i polotu. Czy to się może udać w pełni?  Znowu odpowiedź, która nie jest zadowalająca… NIE. Nie uda się, ponieważ, kradnąc pomysł, kradniemy jedynie jego zwerbalizowaną przez autora projekcję, nie damy rady skopiować także duszy danego wyrobu intelektualnego, a co za tym idzie, będziemy próbowali opchnąć ludziom sadidasy z yembraną i foretexem.  W skrócie SYF.  

Aby coś, co tworzymy i chcemy wpuścić na rynek w formie usługi czy produktu, okazało się sukcesem, musimy spełnić  pewne założenie- siły skupiamy nie na liczeniu złociszy, ale na produkcie, w niego wkładamy serce , umysł i duszę, potem przenosimy naszą uwagę na klienta i jego potrzeby, a pieniądz pojawi się sam.  Niech przykładem będą restauracje, w których jest tłoczno, jeśli koncentracja sił pada na dania, ich smak, aromat świeżość , podanie… wtedy rzucimy się ze smakiem gotowi dużo zapłacić. A w lokalu, w którym jest SYF? W którym kotlet i ziemniaki są z wczoraj, bo właściciel myśli tylko o kasie zatem o oszczędzaniu na produktach?

Plagiatów widzimy mnóstwo, to na przykład programy telewizyjne, ci to już osiągnęli mistrzostwo, książki, prace magisterskie,  wystroje wnętrz, logotypy… mnożyć możemy w nieskończoność ,aby zakończyć ten proces będę obcesowa i powiem tak: jeśli brak Ci sił i ambicji na kreację rzeczywistości, to może po prostu stworzony jesteś do pracy za biurkiem, może copywriter, może sekretarka. Nie umniejsza Ci to absolutnie, są to zawody potrzebne, tak potrzebne jak każdy inny, ale według zasady „ bycia średniakiem „- możesz być tylko sekretarką, albo aż sekretarką, to zależy od Ciebie, żyj, a świat kupi Twoją autentyczność. Kopiuj, a nigdy poznają Twoich mocnych stron.

Piękne słowa , zapamiętałam już lata temu: idąc cudzymi śladami, nigdy go nie wyprzedzisz! Trzymając w sercu tę maksymę wiecznie i wciąż chcę iść pod prąd, spotykać na swojej drodze różnych ludzi, ale nie pchać się utartą ścieżką, a co jeśli na cudzym szczycie dla mnie zabraknie już widoków bo będzie za tłoczno?  Polecam Wam wyciszyć się na chwilę z tego XXI- wiecznego zgiełku i odpowiedzieć sobie na bardzo trudne i wążne pytanie. Do czego zmierzam? Jeśli każdego dnia zrobicie coś zgodnego ze sobą, to nie będę musiała opisać radości z tworzenia, jest niezastępowalna. Wiem, że jest trudno, wiem, że mamy wrażenie, że czas ucieka, a nasze osiągnięcia nie sa takie jak byśmy chcieli, więc na szybko szukamy gotowych rozwiązań, nie czerpiemy z innych, a ich skanujemy przybierając smiesznie płaskie osobowości. Pozwólcie sobie na wypukłości ! Pokażcie się zza niepewności ! Bądźcie dla siebie wzorem i drogowskazem, śmiało jednak pytając o drogę starszych podróżników. Będziecie popełniać błędy? Tak, ale na swojej drodze. 

Niech ukoronowaniem tego wpisu będą słowa Oscara Wilde`a: Ludzie znają dziś cenę wszystkiego, nie znając wartości niczego.  Pokazujcie swoją niezłomna postawą, że Oski się mylił. 

wtorek, 12 maja 2015

Małgorzata pisze książkę- miejmy nadzieję, że szybciej niż mistrz Bułhakow. Pierwszą stronę zdradzam, finiszujemy ( tym razem my, ma uzasadnienie) w lipcu.



„Już wiem!” To chyba myśl, która przyświeca mi w życiu najczęściej. Nie wiem ile razy wpadałam na jakiś genialny pomysł i musiałam wprowadzić go w życie TERAZ, z naciskiem na T, ale nie mniejszym na Z, i proszę uprzejmie, aby cały wszechświat mi sprzyjał. Z taką samą częstotliwością odkrywam, że jednak nie wiem, bo choć genialny pomysł wprowadziłam w życie, wylałam litry potu, poświęciłam się dla idei, to efekt jaki zaplanowałam dla świata wcale się nie ziścił. Mało tego, świat miał mnie głęboko, razem z moją wizję dla niego ratunku. Nikogo nie trzeba ratować. To co ja mam teraz robić? Po prostu żyć? To moment na skrupulatnie uszyte z wyrzutów sumienia katusze, potępiam się, ganię i krytykuję za to, że przegrywam własne życie ciągle nie wiedząc, co chce robić, w tym samym czasie robiąc nadal milion rzeczy, co nie przeszkadza mi czuć się ciągle poza głównym nurtem społecznych ścieżek. Moje rozedrganie wynika z wielu lat wiary w system edukacji, wierzyłam, że każdy do niego pasuje. To na litość, dlaczego mi pasowanie idzie tak opornie? Bo oczekiwałam, że system mnie poprowadzi, jednocześnie buntując się na bycie prowadzoną i pasującą do czegokolwiek. Dla przykładu: stanowczo ogłaszałam, że nie zatrudnię do pracy nikogo po studiach, bo to tylko kombinacje, a nie nauka - sama kończę właśnie czwarty kierunek... jakoś wewnętrznie ciągle czuję, że może coś przegapiłam i należy to lepiej zbadać. Dobrze, że teraz jestem na studiach, które kocham. Uczucie, że się dotarło na właściwą drogę, to dobre uczucie dla zbliżających się do trzydziestki paranoiczek.

 A tak naprawdę czego chcę wiedziałam w życiu 2 razy - chcę być ”sprawiedliwa i odważna” i dzielnie realizować misję ZHP, owa sprawiedliwość do dziś odbija mi się czkawką. Drugi raz wiedziałam jak zobaczyłam mojego męża. Ja. Zgęziała feministka wygłaszająca tezy, że nie dam się przykuć do zlewu, nie będę niewolnicą we własnym domu, a o wartości kobiety nie decyduje to, czy ktoś łaskawie pojmie ją za żonę. To nie średniowiecze! Taka byłam. Obecnie w duchu jestem taka sama, ale okazało się, że niepotrzebnie, bo jak mężczyzna akuratny, to wcale do zlewu nie przywiązuje, a łaską nie było to, że mnie wybrał, nie było to w ogóle kwestią wyboru, tak po prostu ma być. Wiem też trzecią rzecz... wiem, że rodzina to jest siła, a moja już na mnie je powoli traci więc żeby dać upust temu, co kłębi się w mojej głowie, jest książka. To na chwilę pozwoliło mi przestać gadać, oczywiście po wyjściu ze stanu „Już wiem”! kiedy to gadam zawsze więcej. Książka zupełnie inna niż być miała, latami mnie namawiano, żebym pisała biografię, bo świadkowie zdarzeń ze mną w roli głównej nie dowierzali, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. Jestem trochę jak Bridget Jones w kwestii obciachu, choć oczytanie mam większe.Zatem z czego wynika seria feralnych zdarzeń? Doprawdy nie wiem. Może z tego właśnie, że robiąc wszystko, nie mogę już zapanować nad swoim ja, telefonem, kluczami i wagą.

Książkę tę piszę dla ludzi, czy młodych, czy dojrzałych - nie ma różnicy, bo swoją pasję możemy odnaleźć w każdym wieku, ważne jednak aby to zrobić. Czy edukacja nam w tym pomaga? Jak świat długi i szeroki, tak wszędzie edukacja nastawiona jest na to, aby przygotować szereg przyszłych pracowników pod standardowe stanowiska pracy. Mocno kładziemy nacisk na język ojczysty, jakiś obcy i matematykę, pojawiają się następnie przedmioty już nieco bardziej kierunkowe jak biologia czy historia aby zasłonić zupełnie przedmioty artystyczne, tworząc pozory, że są one po prostu niepotrzebne. Nasze ciało zostaje zapomniane w szkolnych ławach, a kinestetycy zostali mianowani chorymi na ADHD. Oni owszem cierpią, ale na niedostosowanie systemu edukacji dla wszystkich rodzajów inteligencji. Rekiny uczymy pełzać, a węże zmuszamy do skakania przez płotki, przez to w swoim naturalnym i bezpiecznym środowisku nie mogą osiągać najlepszych efektów i poprawnie się rozwijać.

"To o czym w końcu jest ta książka?!?!?!" - spytacie. Jest o ludziach i systemie edukacji, czyli o tym, co zgłębiłam w życiu najdokładniej, nie tylko studiując, ale także pracując zawsze wokół wychowania i nauczania czy trenerstwa. Jest o tym, czy właśnie starannie skrojona ścieżka edukacji zaprowadziła moich bohaterów w zawodowe miejsce, w którym są teraz, a jeśli nie ministerstwo oświaty się do tego przyczyniło, to co to takiego? A może kto to taki? Ważne, żeby nie myśleć, że zupełnie przekreślam ideę szkolnictwa, zwłaszcza wyższego. Istnienie systemu to absolutna konieczność dla takich zawodów jak lekarze czy prawnicy, jednak młodzi często na studiach szukają inspiracji do działania - a to zgubne, bo studia muszą być ukoronowaniem naszych inspiracji, muszą być fragmentem drogi, a nie drzewem poznania. I tu dochodzimy do sedna, Ci ludzie o których książka traktuje, pokazują w którym momencie dopadł ich bakcyl, jak go rozpoznać, czy można odpuścić i czy, a także czego można żałować  

Nie byłabym sobą jakbym zatrzymała się na jednym punkcie widzenia, z radością mogłabym pastwić się nad systemem, ale okazuję łaskę i szukam zrozumienia. Znajduję je. Wy też znajdziecie, bo bohaterowie książki wybrani są według dwóch kluczy. Jedni to ci, którzy daleko padli od swojej edukacyjnej jabłoni, a drudzy nadal na niej rosną i zawodowo rozwijają się zgodnie z kierunkami kształcenia. Ciekawi? Ja byłam ich ciekawa bardzo, jestem do dziś, dlatego moje wścibskie ciekawości wtrącam do ich historii.


Zadaję w książce pytanie, którego wobec siebie nie znoszę - kim jesteś? Muszę zatem na początku odpowiedzieć też przed Wami, żeby wyjaśnić skąd taki projekt. Jestem fascynatką podejścia kreatywnego wszędzie, gdzie się znajduję. Jestem trenerem efektywnej nauki i, pracując z dziećmi, młodzieżą, kadrą pedagogiczną, zaczęłam przesiąkać ich problemami, które natychmiast chciałam rozwiązać. Od lat prowadzę warsztaty czytelnicze i kreatywne dla dzieci, szkolę dorosłych z autoprezentacji (o ironio !), a także prowadzę rady pedagogiczne o tym, jak pracować z dziećmi w oparciu o literaturę. Prowadzę coachingi indywidualne i grupowe - stworzyłam „Babki w proszku”- czyli babską rozwojownię przy pizzy. Marzę, że kiedyś będzie to miejsce, gdzie dziesiątki kobiet znajdą bezpieczną przestrzeń dla siebie by mówić, płakać i milczeć. Póki co jest nas 10, ale to było moje mocne „już wiem”, wyszło poza skalę fascynacji i nie mogę tego puścić. Po prostu zmieniam swoją rzeczywistość, a tą książką pragnę zmienić na lepsze Waszą.

sobota, 9 maja 2015

Mądry magister albo głupi... debil




Nienawidzę się kiedy mówię, co mi się wydaje, uwielbiam natomiast  zebrać w głowie fakty i je wypunktować,  co niniejszym czynię, apelując, do wszystkich osób które specjaluzją się bądż specjalizować się będą w pracy doradczej lub coachingowej, o daleko idącą rozwagę w kwestii „wydaje mi się  co jest dla Ciebie dobre”

Dzisiejszy tekst nie jest dla wszystkich bo to moje przemyślenia wynikające z wynaturzenia na temat kompetencji i edukacji, z którymi fascynaci pracy korporacyjnej po prostu się nie zgodzą, ale ja rozumiem ich argumenty i akceptuję bo wiele takich  debat przeprowadziliśmy- jeśli już zeszliśmy na temat debaty ;) to nie mogę nie zauważyć pewnych zmian kulturowo- lingwistycznych w tym zakresie. Zbliżają się wybory i przy tej okazji wywiady zaczęły być nazywane debatami,  a ten ciekawy proces nie został skomentowany przez znawców mowy polskiej czy chociażby socjologów, nie można teraz zarzucić, że którykolwiek z kandydatów na prezydenta RP nie brał udziału w debacie prezydenckiej- klapsuje dziarsko, bardzo zmyślny zabieg .

Wracając do kompetencji : pracowałam w wielu miejscach, studiuję obecnie czwarty kierunek studiów, 13 lat spędziłam w harcerstwie, z czego 7 na pełnieniu funkcji ( nie wliczam tych pomniejszych jak zastępowa czy przyboczna, bo choć obie niezwykle ważne to dla laików nie do wytłumaczenia, a nie o strukturach i misji ZHP traktuje wpis ) i wiele quasi  edukacyjnych form pracy udało mi się zobaczyć, ciągle czekając bezskutecznie na cud. Czekam aż system edukacji zbliży chociaż trochę do metodyki harcerskiej i nastawi się na wszechstronny rozwój młodego człowieka, a następnie na specjalizację, a nie na fabrykę klonów.

Z roku na rok moje zniesmaczenie systemem edukacji wzbiera na sile, z roku na rok zaczynam się wstydzić tytułów jakie mam przed nazwiskiem bo tak mocno czuję, jak bardzo one nic nie znaczą… ale spokojnie, spokojnie nie jestem osobą która oczekuje, że wykształcenie da mi pracę, z tej bajki wyleczyłam się dawno- bo jednocześnie wymaga się studiów, 10 lat doświadczenia, 2 języków, wspaniale wykształconych umiejętności miękkich i… nie zapomnijcie załączyć zdjęcia, które ma być ukoronowaniem waszych kompetencji.  Kiedy? Kiedy ktoś ma jednocześnie zdobyć wykształcenie i doświadczenie , lata doświadczeń? No studiując zaocznie oczywiście, a że studiowałam i tak i tak to widzę ogromną różnicę, o  dziwo wcale nie w jakości.    

Udało się !!! Praktyki w korpo!!! Staż, kserowanie, praca przy projektach i w końcu od słowa do słowa wyjdzie na jaw jakie doświadczenie i kompetencje ma Twój przełożony i tym sposobem znajdzie się lingwista na stanowisku dyrektora oddziału banku, Manager produktu  w ogóle nie będzie miał wykształcenia ale akurat kolega ma wysokie stanowisko i go zaprosił do współpracy, ktoś kto jest Dyrektorem Regionalnym i technologiem żywienia z wykształcenia…. Ale czy ja krytykuję to, że Ci ludzie mają pracę niezgodną z ich wykształceniem? Ale gdzie tam, ja krytykuję to, że zbudowali ułudny system, władowali się na stołki,  a teraz stawiają nierealne wymagania i zatrudniają ludzi z wyższymi niż własne kompetencjami na plujkowate i słabo płatne stanowiska budując zakłamany system – to bardzo raniące założenia, że młodzi ludzie się nie potrafią uczyć, że muszą mieć utarte już schematy z innego przedsiębiorstwa żeby móc pracować w trybach nowego, morduje się wizjonerów, ale może to i dobrze, oni nie mogąc się wpasować tworzą swoje biznesy.  Dlatego choć nie lubię, to lubię starupy, które dają szansę tym zdolnym młodym, którzy mając lat 17 popełnili błąd młodości przy wyborze kierunku studiów, wychodzą teraz ze swojej szuflady i mają szansę realizować się w pełni w nowej, ciekawej dziedzinie.

Ale do rzeczy- czy wybitni twórcy idei musieli odbywać staż, czy wynalazcy musieli udokumentować lata pracy zanim ich dzieła ujrzał świat ? Nie wiem jak sprawić, żeby świat przypomniał sobie, że np. twórca psychologii pozytywnej nie zdawał egzaminu z zakresu wiedzy o psychologii pozytywnej.  Świat tak bardzo wszystko zbiurokratyzował, że jak wspaniała  Elizabeth Holmes wymyśliła nowoczesne metody badania krwi to wszyscy są w szoku- ona rzuciła studia, a wymyśliła coś takiego. A to bardzo błędne założenie, ona wymyśliła to dlatego, że rzuciła studia, bo mogąc się samodzielni rozwijać, a nie powtarzać w kółko  to , co już zostało wymyślone( to znajdzie w Internecie, mamy XXI wiek) dała sobie przestrzeń do rozwoju. Ta babka jest symbolem tego, co miłuję, pasji, chęci do zdobywania wiedzy, życia z poczuciem sensu. Brawa dla niej !

A co myślę o samym systemie edukacji ?- na potrzeby tego wpisu ograniczam się jedynie do poziomu akademickiego. Myślę, że uczelnie wyższe same siebie ośmieszają, że studenci sami siebie ośmieszają i to samo czynią wykładowcy. Nie wszyscy! Absolutnie nie wszyscy, jednak wyjątkiem powinien być wykładowca akademicki,  który rozwój siebie i swoich studentów ma za nic, a nie na odwrót. Wykładowca, który na studiach humanistycznych uparcie myli Nitsche i Freuda przyprawia mnie o zawroty głowy.  
Skandal, skandal, skandal, nie dojdziemy nigdzie jako naród jeśli wykładowcy będą swoje zajęcia, ku uciesze grupy, kończyli 3 godziny wcześniej. Co to świadczy o wykładowcy? Że jest fatalny i nie ma nic do przekazania, a jedyna dobra wiadomość,  to ta, że zajęcia są odwołane.  To znaczy, że nie wzbudza głody wiedzy.

Skandalem są w końcu sami studenci, którzy tylko myślą co tu zrobić, żeby nic nie zrobić, a na zasady zaliczeń oburzając się jakby zmuszała ich kto to studiowania.  Zazdroszczę młodzieży uczącej się na tajnych kompletach, która z radością chłonęła wiedzę, a nie beznamiętnie ZALICZAŁA semestry, w drodze po kilka liter przed nazwiskiem, które wymaga przyszły równie beznamiętny pracodawca. Potem nie ma się co dziwić dysonansu, z jednej strony wszędzie się szuka wykształconych, z drugiej dla wykształconych nie ma pracy. To na studiach uzupełniających magisterskich spotkałam osobę, która myślała ze Donieck i Donbas to Rosjanie… Takich kwiatów jest cała masa, a bierze się to z niedbalstwa jakiego dopuszczają się prowadzący.

Dusza mi się ucieszyła jak pół roku temu spotkałam fantastycznego człowieka, młodego doktora,  aby zdać jego przedmiot wymagał zarówno czasu, pracy, twórczości, nauki i myślenia, przez pół roku z nim nauczyłam się więcej, niż przez rok studiów podyplomowych z 15 wykładowcami, a co studenci na to? Że za dużo, że oszalał, że co on wymaga, kiedy mamy to zrobić?!

Chciałabym aby świat nie nabierał się już na wykształcenie, ani nie nabierał ludzi, że z wykształceniem robota gwarantowana, bo to ilu cudnych ludzi bez tytułu znam, z którymi można porozmawiać o muzyce, literaturze, polityce- wcale się z nimi nie zgadzająć- ale mogąc wymieniać poglądy, bo je mają- jest dla mnie policzkiem wymierzanym w moje tytuły. To właśnie tacy ludzie swoim życiem nakłonili mnie bez słów do powołania Stowarzyszenia, które ma we właściwym momencie wyłapywać zdolne dzieciaki zanim wpadną w tryby absurdu i pozwolą się gratyfikować poprzez formalne wykształcenie. Widzę, że moi znajomi mając po 27-30 lat zabierają się za studia, które ich naprawdę interesują ( filmówka, psychologia, weterynaria), ta pasja w nich dojrzewała i teraz ma szansę się rozwijać. A co z tymi, którzy nie interesują się obszarami, które są wykładane na wyższych uczelniach? Albo wiedza już więcej niż by się nauczyli bo od kiedy skończyli 5 lat hakują sąsiadów?  Dlaczego oni mają mniejsza szanse na kredyt na TV w TESCO bo i tam pada pytanie o wykształcenie jakby miało to jakikolwiek sens w tej sytuacji?   Sama podczas półkolonii nie zatrudniam ani jednego pedagoga i psychologa, bo dzieci nie da się nauczyć, ani kochać  z książki, podobnie jak naprawy samochodu.


Przypominam na koniec, że jeśli rybę będziemy oceniać pod kątem tego jak dobrze się wspina na drzewo, zawsze będzie dla nas debilem, nie róbmy tego sobie nawzajem i nie szufladkujmy wykształconych jako „wykształconych”  a osób bez wyższego wykształcenia jako debili. Błagam.  Patrzcie na ludzi, nie na ich wizytówki.